Kto rządzi Polską?

21 października skończył się w Polsce XX wiek, napisał internauta ,,Torlin”. Miał pewno na myśli koniec pewnego stylu myślenia o polityce i robienia polityki – stylu PiS-owskiego. Przegrana PiS oznaczalaby, że otwiera się nowa epoka. Psychologicznie z pewnością tak, jednak uważam, że polityczną Polską po 21 X wciąż rządzi wiek XX, a ściślej dziedzictwo Solidarności jako zrywu przeciwko systemowi PRL.

Kim są główni rozgrywający w roku 2007, ponad ćwierć wieku od Polskiego Sierpnia i 13 Grudnia? Bracia Kaczyńscy, prezydent i lider opozycji, Donald Tusk, przyszły premier RP, Władysław Bartoszewski, Bronisław Geremek, Adam Michnik, szare eminencje – wszystko ludzie Solidarności. Aleksander Kwaśniewski – pupil Mieczysława Rakowskiego, pojętny uczeń, który obserwując opozycję demokratyczną i Solidarność zrozumiał szybciej niż wielu innych ambitnych młodych w PZPR, że wiatr wieje od Zachodu. W LiD Onyszkiewicz i Borowski należą do tego samego pokolenia ukształtowanego przez konflikt wokół Solidarności lat 80. Waldemar Pawlak brał jako student Politechniki Warszawskiej udział w strajkach politycznych 1981 r., więc i jego wyobraźnię i myślenie formowała epoka Solidarności. Tylko Olejniczak jest w tej grupie prawdziwym ,,post”.

Czym była Solidarność? Pomijając emocje prywatne – dla mnie to było najważniejsze doświadczenie obywatelskie w moim życiu, wielka lekcja demokratycznej partycypacji – myślę, że zryw lat 80-81 był przede wszystkim próbą modernizacji kraju, który coraz wyraźniej tracił siły witalne i potencjał rozwoju. Próbą zakończoną posępną puentą, że modernizacja w tamtej sytuacji geopolitycznej nie jest możliwa. Trzeba wobec tego szukać innej drogi, bardziej ,,minimalistycznej”. Podobna świadomość dojrzewała po stronie ówczesnego obozu władzy. Rezultatem końcowym był kompromis Okrągłego Stołu. Gdyby nie inercja stanu wojennego i niezdecydowanie gen. Jaruzelskiego, kompromis mógł był przyjść wcześniej, a tak kraj stracił kilka lat.

I ten dylemat – jak zmodernizować Polskę, jakimi środkami i metodami i w jakim kierunku – jest do dziś zasadniczym zadaniem polskiej polityki. A wszystkie odpowiedzi udzielone na te nasze fundamentalne pytania po 1989 r. podszyte są doświadczeniem Solidarności: doświadczeniem konfrontacji społecznych aspiracji z oporem i bezwładem systemu. Czy się to nam podoba czy nie, a wielu autorom wpisów pod tym blogiem to się akurat nie podoba – fiasko wysiłków 1980-1981 żyje w podświadomości obecnych liderów politycznych, popychając ich nieraz za bardzo w przeszłość.

A zatem bez względu na to, jakie kto w wielkiej polityce ma dziś korzenie, solidarnościowe czy PZPR-owskie, te rodowody wciąż wpływają na bieg spraw w naszym kraju. Nikogo (prócz esktermistów) nie można wykluczać z racji samej politycznej genealogii, ale ma to wciąż znaczenie, kto jest kim i tak będzie dopóty, dopóki splecione z sobą syjamskim węzłem pokolenie ,,czerwonej legitymacji” i ,,styropianu” ostatecznie nie przejdzie na polityczną emeryturę. Owszem, to dziś coraz mniej racjonalne, a coraz bardziej anachroniczne, że pojęcia wyniesione z epoki Solidarności wciąż się w polityce liczą, ale na razie tak jest i dlatego 21 października, choć tego dnia dokonała się ważna pożądana zmiana, to nie skończył się wiek XX. Tak jak przez długie dziesięciolecia rządziły Polską trumny Piłsudskiego  i Dmowskiego, tak teraz wciąż jeszcze rządzi polską podświadomością, a i świadomością, trauma zduszonego siłą społeczno-demokratycznego eksperymentu Solidarności.

PS. Wodnik 53 – ależ gdzieżbym chciał wykluczać Pana z racji PZPR czy sympatii do eklektycznej LiD, broń Boże, nie uznaję odpowiedzialności zbiorowej, znam wielu członków PZPR, którzy przeszli do opozycji i zrobili dużo dobrego dla Polski, i takich, którzy nie przeszli, ale starali się żyć przyzwoicie. Mówiłem o liderach, o ,,twarzach” LiD, bo sądzę, że tej formacji, która powinna mieć miejsce na polskiej scenie politycznej, ich odejście jednak by pomogło, inaczej niż PiS czy PO, gdzie zniknnięcie obecnych liderów jest na razie nie do pomyślenia. Helena – ależ tak, zgadzam się, że postawienie przeciwników PiS w jednym rzędzie z zabójcą ks. Popiełuszki, to wyjątkowa obrzydliwość, która przejdzie do ciemnej historii politycznej Polski, jak zresztą i inne retoryczne wyskoki premiera JK przed i po przegranej 21 X.