Cisza wyborcza

W YouTube nie ma ciszy wyborczej. Pół miliona wejść ma dotąd filmik IV RP: reaktywacja. Czy może przesądzić o wyniku wyborów? Mam wrażenie, że szala przechyla się na niekorzyść braci K.

Ale jak cisza, to cisza. Czytam książkę Pankaja Mishry, ,,An End to Suffering. The Buddha in the World”. Mishra, rocznik 1969, to erudyta, typ refleksyjny i emocjonalny zarazem, dobry materiał i na pisarza, i na publicystę. Należy do tego fascynującego zjawiska, jakim jest grupa autorów urodzonych w Indiach, ale piszących po angielsku i często wykształconych na Zachodzie.

Gdyby nasi politycy, a zwłaszcza liderzy PiS-u, czytali nie tylko Schmitta i Krasnodębskiego, lecz także tych ,,kulturowych mieszańców” może nie mielibyśmy tak złej prasy w świecie. daje do myślenia, jak ci stosunkowo młodzi ludzie radzą sobie z pytaniami o swą tożsamość, której się nie wyierają, ale której nie fetyszyzują, jak mało jest w nich kompleksów względem Zachodu, jak wiele życzliwego dystansu do własnego kraju. W taką stronę idziemy i w Indiach, i w Polsce.

Mishra pisze o tym, jak odkrył dla siebie buddyzm. Bo trzeba wiedzieć, że w Indiach, ojczyźnie Buddy i kolebce buddyzmu, buddystów jest dziś na lekarstwo. Buddyzm nie ostał się tam w konfrontacji z silniej zakorzenionym braminizmem/hinduizmem i niszczycielskim islamem. Transplantował się do krajów sąsiednich i tam rozwijał. Trochę jak chrześcijaństwo, sekta żydowska, która nie ostała się w  Ziemi Izraela, ale za to dzięki Szawłowi rozeszła się na cały świat. A co by było, gdyby wyznawcy Jahwe nie odrzucili Jezusa i uznali go za Mesjasza? czy chrześcijaństwo w ogóle by powstało? Jak zmieniłoby to losy świata?

To wszystko ciekawsze dla mnie niż przyszłość PiS, któremu prof. Bartoszewski wróży, że za 20 lat nikt o partii braci K. nie będzie pamiętał.

Co innego przyszłość Polski, polskiej demokracji, polskiej polityki. To mnie żywotnie obchodzi. Widziałem pół świata, mieszkałem poza Polską, ale Polska w Europie to miejsce na ziemi. Działalności politycznej nigdy nie uważałem, że zajęcie niegodne. Mishra pisze, że Budda uważał politykę za niezbędną czynność istot ludzkich i to niekoniecznie jako środek prowadzący do konkretnego celu, lecz jako uczestnictwo w zbiorowym dochodzeniu, krok po kroku, w dyskusjach i refleksji, do decyzji mających znaczenie dla ogółu. Tak jak się to dzieje w sangha, buddyjskiej wspólnocie mnichów.

To rozumienie polityki sprzed dwóch i pół tysiąca lat wydaje mi się bardzo nowoczesne. A w przekładzie na język współczesnych kampanii wyborczych przybiera ono formę pytania: z kim, z jaką siłą polityczną, polityka jako uczestnictwo w sprawach publicznych jest bardziej możliwa i bardziej skuteczna?