Prawica, lewica, bęc!

A`jeśli w Sejmie będą tylko dwie partie (no i obligatoryjnie 2 przedstawicieli Mniejszości Niemieckiej): PiS i PO, czyli dwie połówki tej samej polskiej centroprawicy. Byłby to ewenement jak na Europę i wielkie zniekształcenie społecznej rzeczywistości, która nie samą prawicą, nawet w wersji soft, czyli PO, żyje.

Taki kształt Sejmu powinien już spędzać sen z oczu sztabom wyborczym, bo moim zdaniem byłby to Sejm znów niewydolny, a więc znów skazany na przedterminowe wybory. Może na nadchodzącej konwencji Platformy dowiemy się czegoś więcej, jak widzą to liderzy tej partii, a nie tylko, czy Marcinkiewicz bedzie czy nie będzie tajną broń PO przeciwko PiS. Nawiasem mówiąc, nimb otaczający byłego premiera z Gorzowa uważam za typowy produkt naszej demokracji telewizyjnej. Marcinkiewiczowi jeszcze dużo brakuje do męża stanu, choć mam nadzieję, że w Londynie sporo się nauczył i otwarły mu się oczy na prowincjonalność i anachronizm polityki PiS-u.

Ale z tego byłyby korzyści dla Polski, gdyby Marcinkiewicz pozostał w PiS i grał tam ważną rolę, a nie startował z listy PO, gdzie polityków z takim jak jego doświadczeniem międzynarodowym nie brakuje. Tylko utrzymująca się popularność Marcinkiewicza jakoś tłumaczy podbieranie go przez Platformę, by upokorzyć Kaczyńskich; merytorycznie tłustszym kąskiem jest przejście do Platformy Radka Sikorskiego, najbardziej bywałego w świecie polityka z kręgu PiS. Zresztą na samych transferach nie ujedzie Platforma do wygranej. Trzeba tego ,,czegoś”, czego wciąż nie widać i nie czuć, ale poczekajmy do weekendu – a nuż magia się objawi.

Wybory to okazja do remanentów. Pod moim ostatniem blogiem znalazlem kilka wpisów do tego zachęcających. ,,mt” zarzucił mi, że nie jestem wyrazisty – ani lewicowy, ani prawicowy. dziękuję ,,danie1” i ,,Jacobsky’emu” za wpisy na ten temat, dorzucę kilka zdań, bo przed wyborami chyba warto przewietrzyć sobie swój słownik polityczny.

Nie jeden raz deklarowałem się w tym miejscu jako liberał w europejskim (a nie amerykańskim) sensie terminu. W moich ustach oznacza to właśnie świadomy dystans do ideologicznej prawicy i lewicy. Mówiąc bardziej swojsko: jestem centrystą, a ,,mt” chyba o centrystach słyszał. Nie lubię skrajności, wolę umiar i refleksję niż tupet i proste czarno-białe hasła zamiast analizy.

W moim liberalnym katologu wartości cenię sobię wolny handel i wolny rynek, ale i wrażliwość społeczną, reformy zamiast rewolucji, związki zawodowe jako obronę przed nadużyciami w przemyśle i usługach, dialog i kompromis jako zasady polityki krajowej i zagranicznej, wspieranie decentralizacji państwa – silne państwo to państwo praworządne i obywatelskie – i organizacji społecznych, szacunek dla prawa i jego instytucji, obronę praw i swobód jednostki i mniejszości etnicznych i kulturowych, prospołeczne nastawienie u ludzi, zaufanie raczej niż podejrzliwość w stosunkach społecznych itd.

Nie mogę więc być z prawicą chcącą budować wspólnotę na egoizmie narodowym lub klasowym i na poczuciu oblężonej twierdzy (a tak czyni PiS, a w pewnym stopniu także Kościół). Odrzucam myślenie ,,Boboli” stawiającego znak równości między ,,skrajną prawicą” a ,,konserwatyzmem”. Dla mnie skrajna prawica to np. Blok Flamandzki w Belgii, neonazistowska NPD w Niemczech, ONR w Polsce – ruchy dążące do rewolucji społecznej i politycznej, co jest całkowicie sprzeczne z nowoczesnym konserwatyzmem, którego interesującym wcieleniem, przy wszystkich słabościach, są dla mnie brytyjscy torysi czy idee Francuza Guy Sormana.

Nie mogę też być z lewicą lansującą centralizację państwa, ciężki interwencjonizm państwowy w gospodarkę i życie społeczne, pańswową inżynierię dusz, zbytni pacyfizm w stosunkach międzynarodowych (natychmiast wyjść z Iraku, nie dla tarczy antyrakietowej) itd. (choć chętnie się zgodzę z lewicową krytyką klerykalizacji państwa i społeczeństwa jako złem).      

Wracamy do punktu wyjścia. Co z tego pejzażu rozkwita w przedwyborczej Polsce? Na pewno nie liberalizm (powtarzam, że to u nas wciąż nieznany, więc i nierozumiany ląd), na pewno nie skrajna prawica (uff!), na pewno nie klasyczna etatystyczno-interwencyjna lewica. Króluje polska mieszanka firmowa: dużo populizmu, trochę racjonalności, trochę emocji i dewocji, dużo chciejstwa. A mnie się marzy polska laicka centroprawica i silna blairowska lewica w sprawnym Sejmie stanowiącym potrzebne, dobre, trwałe prawo. No tak, ale tym razem sam popadam w chciejstwo.