Nie ma amnestii dla aborcji

Papieski Rzym zganił organizację społeczną Amnesty International za przejście do ,,obozu aborcyjnego”. To się rzadko zdarza, by watykański dygnitarz publicznie wytykał kogoś palcem, krytykował po nazwisku. Na dodatek ten ktoś to jednak z najbardziej znanych na świecie organizacja praw człowieka. Założył ją w początku lat 60 brytyjski konwertyta na katolicyzm, a jedną z pierwszych jej akcji, jakie odbiły się w świecie, głośnym echem było wzięcie w obronę uwięzionego przez komunistyczne władze katolickiego biskupa Pragi.

Pół wieku później mamy watykańską reprymendę: katolicy, indywidualni i zorganizowani, nie powinni wspierać czynem ani funduszami AI, chyba że wycofa się z kampanii na rzecz legalizacji prawa kobiet do aborcji. W Ameryce na upomnienie kardynała Renato Martiniego w sprawie AI zareagował już znany i szanowany ksiądz katolicki Berrigan, wieloletni działacz Amnesty, który wystąpił z organizacji w związku ze sprawą aborcji.   

O co chodzi? Chyba jednak faktycznie o aborcję, a nie jakieś zakulisowe porachunki czy oszczędności kościelnego budżetu. Amensty ujmuje się za kobietami jako ofiarami przemocy, a więc także gwałtu. Lansuje pogląd, że prawo powinno stwarzać takim kobietom prawo do wyboru: chcą czy nie chcą urodzić dziecka pochodzącego z takiej ,,wymuszonej ciąży”. Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że problem nie jest wyssany z palca. Masowe gwałty są i dziś elementem konfliktów i wojen. Nie jest też fikcją problem przemocy w rodzinie, którego ofiarą padają (najczęściej) kobiety.

Może nie doszłoby do tej kolizji, gdyby nie wciągnięcie problemu aborcji na listę najważniejszych tematów Kościoła. Nie zawsze tak było. Ale ewolucja doktryny Kościoła jest wyraźna: nie ma amnestii dla aborcji, katolik nie walczący z aborcją nie jest godny miana katolika, członka Kościoła. Jan Paweł II apelował do ofiar gwałtów w wojnie w byłej Jugosławii, by urodziły swoje dzieci. Benedykt XVI wzywa katolikow działaczy do przeciwstawiania się próbom legalizacji aborcji (ciekawe, czy Ratzinger pochwaliłby publicznie Marka Jurka, jak uczynił to abp Michalik?)

Z drugiej strony Amnesty podkreśla, że jest i była etycznie neutralna w samej kwestii aborcji, ale uważa prawo do legalnego usunięcia niechcianej ciąży za element współczesnego rozumienia praw człowieka. Ewoluuje więc nie tylko doktryna Kościoła, ale i doktryna praw człowieka. Pół wieku temu skupiała się ona na prawach politycznych i obywatelskich, dziś równie mocno na prawach kobiet czy mniejszości różnego rodzaju. Zakrawa na ironię, że podobne priorytety ma oficjalny Kościół katolicki (prócz praw mniejszości seksualnych).

A więc: o co chodzi? Po co to zderzenie, osłabiające ten sam front walki o prawa człowieka? Wydaje mi się, że przyczyna tkwi w tym, że problem legalizacji aborcji został wywindowany po obu stronach – katolickiej i ,,amnestyjnej” – do rangi wcześniej nie znanej – jakiegoś zasadniczego kryterium człowieczeństwa, zdrowia moralnego i społecznego. Ale jak i dlaczego do tego doszło, że ,,ochrona życia” nabrała takiej mocy moblizacji społecznej, jak prawie żadne inne z wielkich haseł współczesnej cywilizacji.