Hańba w The Economist

Prezydent nazwał artykuł w tygodniku „The Economist” o rządzie swego brata haniebnym i skrajnie niesprawiedliwym. Czy Lech Kaczyński przeczytał ten tekst czy mu go streszczono? Wygląda raczej na to, że zna go z drugiej ręki – o ile wiem, nie zna angielskiego i nie powiedziałby, gdyby sam przeczytał ze zrozumieniem, że się w nim pomija boom polskiej gospodarki, bo akurat autor napiętnowanej przez prezydenta korespondencji z Warszawy wspomina o tym już w pierwszym akapicie.

Economist to perła w koronie prasy brytyjskiej. Wychodzi od połowy XIX wieku, jest jedną z tych instytucji, w których budowaniu wyspiarze są tacy dobrzy i z których słusznie są tak dumni. My z naszym pechem historycznym i skłonnością dokładnie do czegoś przeciwnego, czyli do niszczenia instytucji – najświeższy przykład to likwidacja WSI – nie mamy ani jednej gazety głównego nurtu, która wychodziłaby nieprzerwanie i z takim samym oświeceniowym programem, jak ten tygodnik brytyjski. Motto Economista: ,,włączyć się w rywalizację prącej naprzód inteligencji z haniebną, strachliwą ignorancją utrudniającą nasz postęp” Współczesny program tygodnika – podbijającego ostatnio trudny rynek USA – to obrona wolnego rynku, gospodarki globalnej, praw człowieka i demokracji opartej na rządach prawa(tygodnik poparł interwencję w Iraku, dziś uważa ją za zmarnowaną szansę i fiasko; jest za rozszerzaniem Unii, także o Turcję). A że gazeta jest brytyjska i liberalna, emanuje duchem zdrowego rozsądku i anglosaskiej rzeczowości (no-nonsens). Kto więc lubi przepych stylu francuskiego, albo dosadność i humor niemiecki, w Economiście tego nie znajdzie. Ta gazeta jest do bólu konkretna, a w komentarzach odredakcyjnych i felietonach potrafi być do bólu krytyczna i nie przebierać w słowach, co zresztą mieści się doskonale w tradycji publicystyki brytyjskiej, dużo ostrzejszej (ale nie chamskiej czy insynuującej) niż nasza.

Artykuł, który tak zirytował naszego prezydenta był jednak tekstem raczej informacyjnym niż publicystyką: w telegraficznym skrocie i anonimowo – taki jest zwyczaj Economista – przedstawił ostatnią burzę polityczną w Polsce – odejście Sikorskiego i Dorna – na ogólnym tle politycznym. Nie ma w tej story niczego, czego nie napisano już w prasie polskiej i czego nie słyszymy codziennie w kawiarniach, redakcjach, w radio i TV (może z wyjątkiem stacji kontrolowanych przez rząd). Tyle że w takiej skondensowanej dawce i w tak wpływowym globalnym medium robi to faktycznie przykre wrażenie, że nasz kraj jest w rękach ekipy niekompetentnej i niechętnej do jakichkolwiek korekt kursu sugerowanych przez kogoś spoza PiS-owskiej ,,partii wewnętrznej”, czyli obecnej ścisłej elity władzy i niewielkiej grupki jej zaufanych doradców. Ale tak samo nieprzyjemnie brzmią korespondencje z innych stolic, na przykład – w tym samym numerze – z Kosowa, z Ankary, z Nigerii, z Libanu. Smutne, że piszą o naszym rządzie jak o tych w trzecim świecie, ale wcześniej pisali jak o kraju europejskim, więc sugestia prezydenta, że ktoś te teksty inspiruje, a o Polskę wcale nie dba, jest niestety tezą spiskową, bez śladu dowodu (a swoją drogą, skoro ,,im” wcale nie o Polskę chodzi, to po co się w ogóle nią zajmują?)

To, że prezydent wdał się w utarczkę tym razem już nie z jakąś drugorzędną gazetą niemiecką, lecz z Economistem, jest w istocie tym samym chwytem socjotechnicznym adresowanym do twardego elektoratu PiS. Tylko że tym razem atak zostanie zauważony w świecie i też zostanie odebrany jako kuriozalny, potwierdzający złą cenzurkę wystawioną pod koniec artykułu rządowi Jarosława Kaczyńskiego: ,,Mściwy, paranoiczny, nałogowo popadający w kryzysy, podzielony i w przeważającej części niekompetentny, ten rząd trwa przede wszystkim dzięki temu, że gospodarka jest silna, a opozycja krucha. Tak jednak nie będzie wiecznie”. Amen.

Ps. Dana1 – dzięki za umiarkowane wsparcie w kwestii amerykańsko-irackiej (nie żebym nie miał wątpliwości co do dalszych losów tego nieszczęsnego kraju). Dyskutantom dziękuję za głosy w sprawie Iraku (jak i za poprzednie wpisy o Rosji i Holandii – bardzo, hm, instruktywne; my Polacy lubimy stereotypy). Jasne, że zdania jednak nie zmienię. Pisząc o stabilizacji, miałem na myśli region, a nie sam Irak. Jakoś mam wrażenie, że większość wpisów spływa spod klawiszy klasycznej europejskiej lewicy i dobrze, ale przypominam, że ja jestem centrowy liberał.