Demokratyczna Rosja – tak, poproszę

Jaka będzie Rosja w roku, powiedzmy, 2025? Dziś, kiedy jeszcze nie opadł kurz po ,,zimnowojennej” mowie Putina w Monachium, korci, by odpowiedzieć, że pewnie mniej więcej taka sama jak teraz, a może gorzej. Ale spróbujmy popatrzeć inaczej, przecież nie ma czegoś takiego jak fatum historii. Rosja może wybić się na demokrację.

Patrzymy na Rosję przez dość wąski pryzmat epoki Putina – popatrzmy szerzej i z pewnego dystansu, oddzielając myślenie od emocji. Thomas Friedman pisze w Herlad Tribune, że Rosja putinowska przypomina powojenną Francję pod autorytarnymi rządami de Gaulle’a lub powojenne rozbabrane, skorumpowane i dysfunkcjonalne Włochy.

A przecież dziś oba kraje są integralną częścią wspólnoty europejskiej i to w ścisłej czołówce. W obu komuniści byli kiedyś potężną siłą, oba przeszły przez wielkie wstrząsy społeczne – Francja przez Maj 1968, Włochy przez terroryzm – i oba mimo to nie wyskoczyły z szyn systemu demokratycznego. Francja na dodatek utraciła tak jak Moskwa imperium i stoczyła wojnę algierską, nie mniej krwawą i okrutną niż czeczeńskie. A pełnej prawdy o wojnie algierskiej strzeżono we Francji tak samo jak ponurych tajemnic konfliktu w Czeczenii.

Czego Rosji potrzeba do szczęścia? Nie będę rzecz jasna odpowiadał za dobrze ponad 100 mln ludzi, których większość powiedziałaby może, że pieniędzy i porządku, a nie demokracji, która im dalej od wielkich miast, tym bardziej kojarzy się z zamętem epoki Jelcyna, czyli źle. Putin jak Łukaszenko zjednał sobie naród, bo nastała jakaś stabilizacja. Potem przyszedł czas konsolidacji władzy przez eliminację rywali i opozycji i remont dumy narodowej, potem boom energetyczny, kuferek państwa zaczął się wypełniać rublami i już można było spocząć na laurach. Na tym właśnie polega problem Rosji, że póki może funkcjonować tak jak dziś funkcjonuje, Kreml nie ma ochoty na dalsze reformy, na wyszykowanie jakiejś wielkiej strategii rozwoju, która doprowadziłaby Rosję do normalnej koegzystencji z Europą nie drogą nacisków i pogróżek, tylko dzięki postępom demokratyzacji.

Friedman, może zbyt optymistycznie, zakłada, że Rosja powtórzy cykl społeczeństw zachodnich: klasa średnia upomni swię o prawa i swobody obywatelskie, by zabezpieczyć swój nowy status. Kiedyś skończy się rosyjska koniunktura naftowo-gazowa i trzeba będzie poszukać innych źródeł dochodów, otworzyć gospodarkę, uwolnić energię społeczną, skończyć z mrzonkami o wielkoruskiej potędze. Czy zatem demokracja zapanuje w Rosji pod warunkiem, że na giełdach światowych potanieje ropa naftowa? Tak w sumie prorokuje Friedman. Ja myślę, że to tylko jeden z warunków, ale podzielam ostrożny optymizm Amerykanina.