Politycy brutale

Były premier pożalił się dziennikarzom, że polityka polska jest dziś bardzo brutalna, ale nie widzi powodu, żeby miał o wszystkim mediom opowiadać. Nie było to jasne, tak jak nie są jasne powody, dla których Marcinkiewicz musiał odejść. Tak jak nie był i dalej nie jest jasny powód, dla którego nie powstała koalicja PiS-PO. Tak jak coraz mniej jasny jest kierunek, w jakim zmierza Polska pod rządami – teraz nie jest to już skrót publicystyczny – braci Kaczyńskich. Słowem, brniemy w coraz gęstszą mgłę, a politycy udają, jakby wszystko było akurat całkowicie jasne. To jest świadoma metoda polityczna stosowana przez PiS, włącznie z Marcinkiewiczem, który jeszcze kilka godzin przed swoim upadkiem tłumaczył mediom, że jego sytuacja w PiS wcale się nie komplikuje. No pewno, nie komplikuje się, bo – zamiast premierem – będzie kandydatem na prezydenta stolicy. Czyż to nie jest całkowicie normalne, by zaledwie po 9 miesiącach przenosić popularnego polityka ze stanowiska szefa rządu do politycznej przechowalni? To tak jakby Tony Blair – a ten akurat ma dziś gorsze notowania niż Marcinkiewicz – z dnia na dzień ustąpił z rządu i oświadczył, że zamierza ubiegać się o stanowisko mera Londynu. Nikt by tego nie potraktował inaczej niż jako przykład politycznej nieodpowiedzialności.

Zaintrygowała mnie aluzja Marcinkiewicza do brutalności polskiej polityki. Ale by ktoś sobie nie pomyślał, że chodzi tylko o zakulisowe spory w wąskim kręgu polityków PiS, były premier dorzucił uwagę o totalnej krytyce polityki zagranicznej, czyli – tak to rozumiem – tak zwanym liście ośmiu, upominającym Pałac Prezydencki przed skutkami tego, co nazywa „polityką zaniechań”. List był ostry, ale nie był aktem chuligaństwa politycznego. Nie chcę tu wszczynać dyskusji, kto winien, że polityka polska staje się faktycznie coraz bardziej brutalna w sferze słów i czynów. Poprzestanę na silnym wrażeniu, że PiS upiera się, by ciągnąć, a nawet eskalować „wojnę polską-niemiecką” pod pretekstem „tageszeitung„, bo mu się wydaje, że w ten sposób pozyska głosy wyborcze części elektoratu, który dotąd głosował na LPR. Tylko że nie warto niszczyć współpracy polsko-niemieckiej dla doraźnych korzyści w wyborach samorządowych.