Wojna o kaprala Szalita

Kiedy o świcie w ostatnią niedzielę odlatywałem z Tel Awiwu, miasto i kraj spokojnie witały nowy upalny dzień. Kilka godzin później, gdy rozeszła się wieść o bitwie palestyńskiej bojówki z posterunkiem armii Izraela i porwaniu kaprala Gilada Szalita, wszyscy rozprawiali o jednym: kiedy Izrael uderzy na Gazę? Takie huśtawki nastrojów to właśnie Bliski Wschód.

Nie, wojny z tego nie będzie. Ale poważny kryzys – jak najbardziej. Gdyby rozgrywającym po stronie arabskiej chodziło o złagodzenie rosnącego z dnia na dzień napięcia, cóż prostszego niż uwolnić dziewiętnastolatka. Nie uwolnili, mimo presji militarnej i ataku na cele w Gazie, a to znaczy albo że nie mają kontaktu z porywaczami, albo że na razie uwolnienie nie wchodzi w grę. Kto wśród Palestyńczyków może grać tak ostro? Komu zależy na konfrontacji z Izraelem, której wynik jest przecież z góry przesądzony? (jeśli można było aresztować połowę parlamentu i rządu Autonomii, nikt we władzach palestyńskich nie jest bezpieczny). Wszystko wskazuje na to, że kapral Szalit stał się zakładnikiem w rękach ekstremistów Hamasu dowodzonych z Damaszku. Ich akcja uderza przede wszystkim w skrzydło umiarkowane, gotowe do jakiegoś rozejmu z Izraelem.

Izrael wie o tym doskonale i dlatego wysłał nie tylko czołgi do Gazy, ale i samoloty nad Damaszek, gdzie rezyduje nie tylko najtwardsze jądro Hamasu, ale i prezydent Asad, nie kryjący swej nienawiści do państwa żydowskiego. Sytuacja jest więc poważniejsza niż by się zdawało, choć, powtarzam, wojny palestyńsko-izraelskiej z tego nie będzie. Ale nie będzie też niestety pokoju.

Izrael nikogo z przetrzymywanych w swych więzieniach bojowców palestyńskich za kaprala Szalita nie wyda, bo nie ma takiego zwyczaju, nie zgodzi się też na żadne kompromisy z rządem Hamasu, chyba że Hamas otwarcie i bezwarunkowo (to znaczy nie domagając się prawa Palestyńczyków do powrotu ) uzna prawo Izraela do istnienia. Ekstremistom arabskim chodzi właśnie o to, by taki scenariusz uczynić całkowicie niemożliwym. Dlatego uprawiają politykę chaosu – jedyną, w jakiej są dobrzy. A że bije ona przede wszystkim w samych Palestyńczyków, to ich obchodzi jeszcze mniej niż los kaprala Szalita.